Recenzja filmu

Pech to nie grzech (2018)
Ryszard Zatorski
Maria Dębska
Mikołaj Roznerski

Parówkowi skrytożercy

Temperatura uczuć pomiędzy bohaterami jest minusowa, humor zwietrzały, a dialogi  – zarówno od strony literackiej, jak i pracy z aktorami – to istna dolina niesamowitości. Jako
Ryszard Zatorski powraca! A za nim, tradycyjnie, kroczy chaos. Po całkiem niezłych dla rodzimej komedii romantycznej dwunastu miesiącach, nowej "Planecie Singlioraz przyzwoitym "Podatku od miłości" znów lądujemy w egzotycznej Polsce klasy S – w miejsach, które nie istnieją, wśród ludzi, których nie znamy, w rzeczywistości sponsorowanej przez firmy wędliniarskie i skleconej naprędce w magazynach Ikei. Pech to nie grzech. Lenistwo – jak najbardziej.


Przewodnikiem po tej magicznej krainie jest tym razem Natalia (Maria Dębska) – prężna harpia biznesu w modnym berecie i z wiecznie złamanym serduszkiem. Natalia nie ma szczęścia do facetów, co przy jej nieprzecięnej urodzie, szałowym charakterze, wielkim mieszkaniu i dobrej pracy jest przecież oczywiste. Na szczęście w sukurs idą scenarzyści i ustawiają dziewczynę w centrum miłosnej intrygii – oto jej przyjaciel i współpracownik Piotr (Mikołaj Roznerski) zakłada się ze swoją rozszczebiotaną narzeczoną (Barbara Kurdej-Szatan) o to, że przez kolejne miesiące życie uczuciowe Natalii ani drgnie. Ta ostatnia z kolei postanawia zagrać mu na nosie i rzuca się w ramiona żołnierza wielkiej firmy komputerowej (Krzysztof Czeczot). Galimatias, że ho ho, boki zrywać.

Ilość wyeksploatowanych gatunkowych klisz, którymi żongluje Zatorski, idzie w miliony. Ja rozumiem, że komedia romantyczna to kino rytuału, ergo – jednym z jej podstawowych zadań jest spełnianie naszych oczekiwań względem konwencji. Nic jednak nie usprawiedliwia kolejnego filmu, w którym Warszawa składa się z pięciu ulic i wygląda jak z turystycznego folderu, każdy przechodzień jest piękniejszą wersją siebie, a ludzie są pozbawieni jakichkolwiek śladów życia wewnętrznego. Zewnętrznego zresztą też, gdyż wszystkie te "luzackie" biurowe sytuacje, brancze, zwierzenia przy winie i domowe nasiadówki wyglądają przecież, jakby ktoś je ściągnął ze stocku. Na płaszczyźnie stylistycznej zgrywa się to całkiem nieźle z rozdętym do granic przyzwoitości lokowaniem produktów. Jeśli po świętach wciąż nie wiecie, jakie parówy ugotować na śniadanie i na punkcie jakiej karmy oszaleje  Wasz pies, film Zatorskiego przyniesie satysfakcjonującą odpowiedź. Lepszy rydz niż nic.

   

Temperatura uczuć pomiędzy bohaterami jest minusowa, humor zwietrzały, a dialogi  – zarówno od strony literackiej, jak i pracy z aktorami – to istna dolina niesamowitości. Jako że Roznerski i Kurdej-Szatan dołożyli wszelkich starań, żeby przesunąć Tomasza Karolaka do aktorskiej ekstraklasy, sceny z udziałem tego ostatniego wydają się ożywczymi interludiami – możecie odsapnąć i na parę chwil zsunąć dłoń z czoła. Nieźle radzi sobie również Maria Dębska w roli Natalii, ma naturalny wdzięk i charyzmę, które pozwalają jej ominąć większość pułapek tekstu. O tym, jak trudne jest to zadanie, dowiadujemy się już w prologu, gdy Zatorski wkracza odważnie z kamerą do firmy gamingowej i zaczyna szkicować "portret millenialsów".

Reszta jest westchnieniem. Ilekroć atomy zaczynają się o siebie ocierać, a polska komedia romantyczna pokazuje inne oblicze, musi pojawić się ktoś, kto przeciągnie linę w drugą stronę. Nie dawajmy się. To naprawdę fajny i szlachetny gatunek, który – zwłaszcza w Polsce – zasłużył na więcej.
1 10
Moja ocena:
3
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Ryszard Zatorski, twórca takich pseudokomediowych dzieł jak "Los Numeros", "Dzień dobry, kocham cię" oraz... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones